Zimowa chwila wyciszenia

Wczoraj znalazłem w końcu dla siebie odrobinę czasu. Na co dzień praca, uczelnia i inne obowiązki wypełniają dobę w 100 procentach, gdy tymczasem każdy z nas potrzebuje własnej odskoczni. Swego rodzaju zapomnienia o pośpiechu codzienności i znalezienia tej jednej, jedynej chwili tylko dla siebie. Taki czas spędzony sam na sam wnosi wiele do naszego rozwoju, planów czy dążeń.

Na początku bez żadnego planu, wybrałem się zobaczyć dekoracje świąteczne przygotowane przez miasto. Oliwa robi wrażenie, choć to co najładniejsze ustawiono na starym mieście. Spotkałem też jedną samotną duszę, wędrującą parkowymi alejkami. To miłe gdy dostrzegasz kogoś podobnego do siebie. Kto też wybrał się na samotny spacer, bez pogoni, bez pośpiechu.

Gdy opuszczałem Oliwę, zaczął sypać śnieg i wtedy coś przeskoczyło w mojej głowie. Jakaś klapka z napisem, zwolnij. Pojechałem na Stare Miasto. Auto jak zazwyczaj zostawiłem na jednym z parkingów w okolicach Motławy, tutejszej rzeki z ujściem wprost do Zatoki Gdańskiej. Mimo wieczorowej pory miasto tętniło swoim życiem. Szedłem tak, oblepiany przez sypiący śnieg coraz większą ilością płatków, powoli przypominając coraz bardziej śnieżnego bałwana. Nie przeszkadzało mi to wcale. Szedłem przed siebie, wspominając czas spędzony na starówce z M. Bardzo pozytywne chwile w moim życiu i bardzo cenny czas.

Każdego wieczora udawaliśmy się na spacer wzdłuż Motławy i starówki, umilając czas nie tylko wspólną obecnością ale przede wszystkim niczym nie skrępowanymi rozmowami na każdy temat.

Pamiętam jak dziś ileż to razy zastanawiałem się którymi ścieżkami wędrował każdego dnia mój Dziadek, który zamieszkiwał te okolice. Czy wybierał się wraz ze swoją córką i żoną na wieczorne przechadzki, pomiędzy gdańskimi murami kamienic? Czy tak jak ja teraz, zachwycał się pięknem tego miasta i jego świąteczną otoczką, w blasku lamp i sypiącego dookoła śniegu?

Zanim jednak zdążyłem uciec myślami od tych obrazów, minąwszy kładkę na Ołowiancenwsiadłem w samochód i ruszyłem w stronę domu. Z radia sączyła się świąteczna muzyka klasyków z lat 50tych i 60tych.

Zanim dojechałem w okolice domu, do głowy wpadł mi pomysł na spacer pobliską plażą, wśród szumu fal z sypiącym dalej śniegiem. Było tak pięknie, że grzechem byłoby ten czas zmarnować na siedzeniu w domu. Nad zatoką coraz rzadziej sypie śnieg, więc każdy kto go lubi cieszy się jak dziecko, gdy tylko można z nim chwilę po obcować. Ciekawe czy przy obecnej pogodzie można wejść na sopockie molo? – skoro tak pomyślałem, warto było to sprawdzić. Wróciłem na parking klucząc bocznymi uliczkami.

Jechałem bardzo powoli. Za mną ani przede mną nie było żadnego samochodu. Mogłem więc jechać powoli, bez zastanawiania się czy komuś się spieszy, czy ktoś zaraz będzie mnie poganiał. Cieszyłem się tą chwilą.

Zaparkowałem jak zwykle nieopodal sopockiego Grand Hotelu. Miejsca broniącego się swoją sławą wobec licznych znanych marek, które wyrosły dookoła niego. W drodze na molo uśmiechnąłem się do dziewczyny, która spędzała czas sam na sam podczas zapewne cyklicznego treningu biegowego. Odwzajemniła uśmiech biegnąc w swoją stronę. Świat byłby piękniejszy gdybyśmy się do siebie częściej uśmiechali – trochę jak Szwedzi, którzy gdy tylko mogą uśmiechają się do siebie serdecznie.

Idąc dalej minąłem samochód w którym pewien mężczyzna oglądał na laptopie jakiś film, jednocześnie pilnując nocą swojego dobytku z pobliskiego straganu. Ciekawe jak sobie daje radę z takim wyborem w swoim życiu? Czy nie wolałby pracować gdzie indziej od 8 do 16? A może lubi ten swój nocny czas, przesypiając zabiegane dla wszystkich dni? Z tą myślą dotarłem do bramek sopockiego mola.

Tuż przede mną bramkę minął starszy Pan, który chwilę później wyjął z kieszeni telefon i zrobił sobie „selfie” na tle ośnieżonego i oświetlonego w mroku mola. Nieopodal niego dwie młode dziewczyny, chichocząc w najlepsze biegały dookoła obrzucając się śniegiem. Oblodzone deski molo nie pozwoliły mi jednak nacieszyć się tym widokiem zbyt długo. Wystarczyło kilka kroków by przejechać się na pierwszej tafli lodu. Trzeba iść ostrożniej – pomyślałem, od razu ten pomysł wcielając w życie. Spacerowałem przed siebie idąc ostrożnie po ośnieżonym lodzie, muskanym coraz silniejszym wiatrem. Od czasu do czasu któryś z butów uciekał w inną stronę niż zamierzona, przez co czułem się jak zwierze postawione na lodzie, któremu każda łapa ucieka w inną stronę.

Końcówka mola, przy której jest restauracja wyglądała iście magicznie. Mimo, iż wiatr wiał tutaj ze sporą prędkością, jej lampy rzucające światło na deski pomostów mariny zdawały się wyczekiwać ostatnich żeglarzy, zawijających do przystani w ostatniej chwili. W środku nieliczna garstka osób sączyła ciepłe napoje, kryjąc się przed niesprzyjającą aurą szalejącą za oknami.

Pamiętasz? Byłeś tu z M. Był grudzień, zbliżały się święta i też sypał śnieg. Tamten wypad do Sopotu był bardzo spontaniczny, bez większego zastanowienia wsiedliśmy w samochód i przyjechaliśmy tutaj, spędzić ze sobą sam na sam chwilę czasu. Oboje cieszyliśmy się z tej chwili, która trwała zdawałoby się w nieskończoność. Gdy przemarzliśmy poszliśmy grzać się ciepłą herbatą.

Doskonały pomysł również na dzisiejszy wieczór. Kilkanaście minut później siedziałem na plaży z kubkiem gorącej herbaty z pobliskiego KFC, nieopodal granicy Sopotu z Gdańskiem. Minęła 22. W promieniu wzroku nie było żadnej osoby. Słychać było tylko wiatr, szum fal i od czasu do czasu odgłos mewy. Introwertyk, w takich miejscach czuje się najlepiej. Z dala od miejskiego zgiełku, z dala od tłoku miasta. Sam na sam z własnymi myślami i otaczającą go naturą. W tej jednej chwili miałem czas tylko dla siebie samego i był to czas absolutnie wyjątkowy.

Ten spacer w urokach zimowego krajobrazu dostarczył mi mnóstwo energii. Gdyby nie fakt iż wszystkie siłownie w okolicy były pozamykane, z pewnością wyskoczyłbym jeszcze na trening. Tym niemniej udało się uzyskać równowagę w sferze psychiki. Wiadomo że jeden taki wieczór niczego nie zmieni w 100 procentach, ale daje zdrowy zalążek przyszłym planom.

Leave a Reply